poniedziałek, 13 lipca 2015

Dzień dziewiąty. Monaco.


Jakoś nie miałam od rana humoru. Może dlatego, że jak zwykle wstaliśmy za późno i rodzinka nie wyraziła zgody na zatrzymanie się w Saint Paul de Vence na poranna kawę. Tłumaczyli, że chcą zobaczyć słynną, widowiskową zmianę warty ( releve de la Garde des Carabiniers), która codziennie odbywa się punktualnie o 11.55 przed głównym wejściem do Pałacu Książęcego ( Palais du Price) w Monaco.Codziennie, ale nie dzisiaj. Dzisiaj Książę zaprosił paru przyjaciół na prywatny koncert Robbiego Willimsa- plac i pałac był zamknięty dla zwiedzających a na moje pytanie o której zaczyna się koncert, uprzejmy Carabinier odpowiedział, że nie może udzielić odpowiedzi. 









Powłóczyliśmy się zatem bez większego celu po Monaco Ville- zabytkowej, starszej części Monaco, do przesady czystej i zadbanej, zjedliśmy lunch i postanowiliśmy odwiedzić Muzeum Oceanograficzne. 





Sam budynek muzeum robi wrażenie- wyłania się ze stromej skały tuż nad morzem i wygląda, jakby był w niej wykuty. Czytałam, że budowano go 11 lat i zużyto w tym celu 100 tys. ton kamieni. Muzeum otworzył i ofiarował państwu książę Albert I w 1910 r. To nie tylko ciekawe akwaria z 6 tys.okazami ryb i innych morskich stworów, ale też laboratoria. Pierwszy raz w życiu byłam w oceanarium i było to dla mnie ciekawe, utwierdziło  mnie jednak w przekonaniu, że ostatnią rzeczą  jakiej chciałabym doświadczyć, to nurkowanie- świat morski mnie przeraża, począwszy od ryb, meduz i innych żyjątek ,po rafy koralowe. Zosia odziedziczyła ten strach po mnie, choć dziś zdumiała nas wszystkich i samą siebie dotykając rekina!








W wyniku niedemokratycznego głosowania drugą atrakcją Monaco zostało muzeum starych samochodów z prywatnej kolekcji księcia Monaco ( Collection des Voitures Anciennes du Price de Monaco-warto znać nazwę francuską, bo wszystkie drogowskazy do tego znajdującego się w nowej dzielnicy Fontvieille  muzeum są tylko – surpise-:)- po francusku). Muzeum  to kolekcja ponad 100 aut, z których niektóre, stare, klasyczne modele, podobały się nawet mi, ignorantce samochodowej.










Na Monte Carlo nie mamy już specjalnie siły. Kręcimy się tam trochę, bo Zosia i Maciej próbują odtworzyć trasę słynnego Grand Prix Monako ( szkoda, że ktoś nie mógł zrobić nam zdjęcia, gdy startowaliśmy z pole position-:), ale i tak jesteśmy nieodpowednio ubrani, by wpuścili nas do kasyna, więc koniec końców odpuszczamy też kawę w słynnej Cafe de Paris.
Ogólnie Monaco to sympatyczne miejsce- wymuskane, czyste, eleganckie, na wskroś snobistyczne, ale jednak sympatyczne i warte zobaczenia- byleby nie zatrzymywać się tu na dłużej. Z & Z uważają, że to najfajniejsze miejsce tegorocznych wakacji- ale dopowiadają ( widząc moją lekko przerażoną minę), że ta ocena to również za sprawą dzisiejszych muzeów, które przypadły im do gustu a nie tylko wszechobecnego blichtru...



Mnie poprawia się humor dopiero, gdy docieramy do Castellane- uroczego miasteczka położonego mniej więcej 15 km w górę rzeki od początku kanionu Verdon ( Grand Canyon du Verdon).Bardzo ciekawa jest rywalizacja między kanionami rzeki Verdon a czarnogórskiego kanionu Tary ( na którym przeżylismy parę lat temu fajny rafting) o miano najgłębszego w Europie. Rywalizacja ostatecznie nierozstrzygnięta. Zresztą same Castellane ma coś z klimatu Żabiljka, choć jest oczywiście dużo piękniejsze.
Jesteśmy tu, bo chcieliśmy jutro zrobić rafting rzeką Verdon, ale okazuje się, że może to nie być takie proste, ze względu na niski poziom wody. Nocujemy w śmiesznym hoteliku ( Les Canyons du Verdon), który przypomina trochę schronisko młodzieżowe-ale i tak był to jedyny wolny pokój w tym miasteczku. To pierwsza chłodna noc, której nie zagłuszają cykady.











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz