W tym roku wszystko jest inaczej. Nie spędzimy tych wakacji z
przyjaciółmi, ale za to w pełnym, rodzinnym komplecie, bo w ostatniej chwili
Zosia zdecydowała się do nas dołączyć. Zmieniłam pracę, musiałam zmienić termin
wakacji, który od wielu lat był jedyną niezmienną w planowaniu urlopu.Nie
będzie wpisu pt. „Dlaczego Francja?”, bo wszyscy, którzy mnie znają, wiedzą, że
to naturalna konsekwencja mojej wielkiej miłości do tego języka i kraju.
Miałam obawy, czy przetrwam ostatnie dwa, wyczerpujące
miesiące, ale oto jestem- w połowie drogi do celu, jakim jest południe Francji.
Całość z grubsza zaplanowana, zrobione kilka rezerwacji i duże pole do zmian i
spontanicznych decyzji po drodze.
Tymczasem gościmy się u kuzynki Macieja- Ani,
która z mężem i małym, słodkim Adasiem, zamieszkują w małej miejscowości na
przedmieściach Heidelberga.
Droga z Poznania poszła nam bardzo szybko-
dojechaliśmy w 8 godzin. Udało nam się wieczorem dotrzeć do Heidelberga i
zasmakować w atmosferze tego uroczego, studenckiego miasteczka ( ma zaledwie
140 tys. mieszkańców ale rocznie odwiedza je 3 mln turystów).
To naprawdę najładniejsze, niemieckie miasto jakie
widziałam: nie ucierpiało w czasie II wojny światowej, zachowało barkowy
charakter i jest ślicznie położone, wśród wzgórz, nad brzegiem Neckaru.
Szczególne wrażenie robi stary most-symbol Starego Miasta. Dawniej był drewniany, teraz to kamienna
konstrukcja z której roztacza się śliczny widok na ruiny zamku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz