sobota, 4 lipca 2015

Dzień pierwszy.Heidelberg.




W tym roku wszystko jest inaczej. Nie spędzimy tych wakacji z przyjaciółmi, ale za to w pełnym, rodzinnym komplecie, bo w ostatniej chwili Zosia zdecydowała się do nas dołączyć. Zmieniłam pracę, musiałam zmienić termin wakacji, który od wielu lat był jedyną niezmienną w planowaniu urlopu.Nie będzie wpisu pt. „Dlaczego Francja?”, bo wszyscy, którzy mnie znają, wiedzą, że to naturalna konsekwencja mojej wielkiej miłości do tego języka i kraju.
Miałam obawy, czy przetrwam ostatnie dwa, wyczerpujące miesiące, ale oto jestem- w połowie drogi do celu, jakim jest południe Francji. Całość z grubsza zaplanowana, zrobione kilka rezerwacji i duże pole do zmian i spontanicznych decyzji po drodze.
 Tymczasem gościmy się u kuzynki Macieja- Ani, która z mężem i małym, słodkim Adasiem, zamieszkują w małej miejscowości na przedmieściach Heidelberga.
Droga z Poznania poszła nam bardzo szybko- dojechaliśmy w 8 godzin. Udało nam się wieczorem dotrzeć do Heidelberga i zasmakować w atmosferze tego uroczego, studenckiego miasteczka ( ma zaledwie 140 tys. mieszkańców ale rocznie odwiedza je 3 mln turystów).
To naprawdę najładniejsze, niemieckie miasto jakie widziałam: nie ucierpiało w czasie II wojny światowej, zachowało barkowy charakter i jest ślicznie położone, wśród wzgórz, nad brzegiem Neckaru. Szczególne wrażenie robi stary most-symbol Starego Miasta.  Dawniej był drewniany, teraz to kamienna konstrukcja z której roztacza się śliczny widok na ruiny zamku.
Miasto tętni życiem, ciężko znaleźć miejsce parkingowe na podziemnych parkingach wokół centrum, których tu sporo. Miałabym ochotę zostać tu odrobinę dłużej, ale cóż, trzeba nam jutro wcześnie wstać i ruszać dalej. Lazurowe Wybrzeże czeka...

Heilderberg:








 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz